Wiemy, że bycie matką w obecnych czasach to mega wyzwanie. Musisz być zaradna, czujna na potrzeby dziecka i zaangażowana w ich zaspokajanie, nieustannie gotowa na rozwój, zorganizowana i zasługująca na bycie zmęczoną. Nic odkrywczego. Mamy jeszcze wyraźny podział na matki które sobie radzą, matki nieroby, matki których wszystkim żal i matki których nikomu nie żal. Nie ma balansu. Dlatego tak mocno pragniemy normalności.
Należę do osób, dla których dzieci są sensem życia ale bardzo cenią swój komfort życiowy. Doskonale wiem, ile kosztuje ciągła walka między komfortem a dyskomfortem. I ile wymaga wysiłku, żeby ten cholerny balans, normalność, zatrzymać.
Pomaganie nigdy nie było to moim celem, samym w sobie. Nawet nie umiem określić, czy to umiem. Prowadziłam grupy terapeutyczne dla kobiet, dla uzależnionych, dla rodziców, warsztaty rozwojowe, kursy zmiany myślenia... Moim celem była interakcja i zawodowe wyzwanie. I w ten sposób, niejako przy okazji, nauczyłam się pomagać samej sobie.
Praca z ludźmi którzy oczekują pomocy bywa męcząca. Bywa, że szukają drugi na skróty i oczekują zmian, nie chcąc zmienić nic w sobie. Nie chcą przyjąć, że część ich świata rozgrywa się w ich głowach. Że to, co czują, nie dzieje się w sercu, tylko mózgu. Też kiedyś tego nie rozumiałam. Przez lata, w procesie, stawałam się swoim oparciem, powierniczką. Dzięki swoim wyborom, uczeniu się i doświadczaniu, a przede wszystkim praktyce świadomego życia zdobyłam narzędzia i umiejętności. Potrafię wykorzystać trudne momenty i wiem robić (i czego nie robić) w słabszych chwilach. Werbalizuje problemy, żeby siebie usłyszeć. Cenię słuchaczy bez doradzania. Pozwolą puścić wentyl, żeby bez balastu poddać się autoanalizie, poobserwować z dystansu, wycisnąć z kryzysu mądrość, morał.
Wsłuchuje się w emocje, ale sądzę, że przeceniamy ich rolę, za dużo na nich się fiksujemy. Wokół emocji skupia się za dużo uwagi. Podejmowanie decyzji i wyborów, zachowania i relacje 'bo tak czuję' bywa złudne. My po prostu czujemy cały czas inaczej. Emocje są zmienne, dynamiczne. Samopoczucie nie jest stanem stałym, wpływa na nie mnóstwo czynników. Kierując się emocjami i pod ich wpływem podejmując działanie, trzymamy się kurczowo przeszłości i tego, co znamy, choć może nam się wydawać, że jest inaczej. Ciągle wracamy w emocjach do przeżyć, nie zdając sobie z tego sprawy. Jesteśmy sumą doświadczeń, nasze nawyki to nasza druga natura.
Ale czy chodzi o to, aby zmienić sytuację czy samopoczucie?
Jeśli chcesz podjąć decyzję czy dokonać życiowych wyborów, sprawdź, czy są w zgodzie z Twoimi wartościami. Jeśli największą wartością twojego życia jest bliskość, rodzina, ważne są relacje i miłość, będziesz dążył to tego, aby cię otaczały. W zachowaniu, w emocjach, w codzienności.
Jeśli jednocześnie postawisz sobie ambitne zawodowe cele, będziesz dążyć do auto sabotażu, miotał się w wątpliwościach. Będziesz uciekał od ludzi, którzy cię od tego oddalą, choćby łączyły cię z nimi więzi. Działanie, aby było skuteczne i spójne, powinno być w zgodzie z życiowymi wartościami - nie z tym, co w danej chwili czujemy, bo emocje biorą się z myśli, a myśli z przekonań. Wartości nie zmieniają się tak, jak emocje, wynikają z dużo głębszych czynników. A emocje? Mogą być tylko informacją, aby dążyć do porozumienia ze sobą.
Za pomocą załączonego ćwiczenia, wyciągniesz zaskakujące wnioski, i przekonasz się, czy i w jakim stopniu dążysz do realizacji swoich małych i dużych celów, a może tylko do... snucia marzeń?
(ćwiczenie wykorzystuję na swoim warsztacie "cele i wartości w procesie", inspirując się zajęciami z pracy z klientem uzależnionym)