Samokontrola w sytuacjach ekstremalnych. Co się dzieje z nami w ciąży?
Pragnienie kontroli swojego umysłu, emocji i ciała (i wiara, że jest to możliwe), jest tyle popularne, co złudne. Może być nawet szkodliwe, jeśli wierzymy, że jest dostępne w zasięgu ręki, jak podają różne dostępne na rynku systemy anonsujące się jako pomocowo-rozwojowe, modne i często reklamowane jako usługa psychologiczna. Wmawiają nam, że istnieją cud-metody na nasz ból psychiczny, że możemy sobą dowolnie sterować, że naturalny stan człowieka to poczucie nieustającego szczęścia, że są (oni wiedzą jakie) błyskawiczne narzędzia automanipulacji, dzięki którym jesteśmy ulepieni według jakiegoś zen-wzorca i stanowimy o własnej SAMOKONTROLI.
No nie kochani, to tak nie działa. Biochemia naszej fizyczności plus ogrom procesów nieuświadomionych wyklucza możliwość zapanowania nad duchem i ciałem. Poza konkretnymi świadomymi technikami wpływania na nasz światopogląd, które możemy żmudnie wypracować w sobie, samokontrola jest nierealna.
Świadczą o tym choćby te trzy podstawowe kwestie:
1. Nie możemy kontrolować czegoś, czym sami jesteśmy, czyli naszego JA, bo JA nie może kontrolować i władać JA, jednocześnie nim będąc, chyba, że byłyby dwa JA, ale to stan raczej chorobowy.
2. Emocje są nieprzewidywalne i poza zasięgiem kontroli, chyba, że żyjemy odcięci od świata i medytujemy 24/24, ale to też nie wiadomo.
3. W ciele fizycznym mogą następować takie przemiany, że nie jesteśmy w stanie nad nim zapanować, a nawet więcej - ono może zapanować nad nami, i choć jesteśmy całością (umysł i ciało), nad biochemią i naturą procesów władzy nie mamy.
A właściwie po co ta władza i kontrola?
Wystarczy współpraca.
Psychosomatyka, psychoimmunologia, psychoneuroimmunologia, to dziedziny, które zakładają, że emocje i stan psychiczny wpływają na stan fizyczny: kondycję ciała, samopoczucie, choroby, dolegliwości. Istnieje teoria, że choroby biorą się z naszych przekonań (głowa) i naszego odżywiania (jelita). Tylko współpraca tych obszarów i dbałość o nie, mogą dać w efekcie zdrowie.
Nie będzie pożądanego skutku, jeśli skupimy się tylko na głowie, albo tylko na ciele.
Ale istnieją sytuacje ekstremalne, w których nawet największe nasze starania o głowę i ciało, nie dadzą nam żadnej gwarancji. Przykładem na brak kontroli nad sobą, są stany graniczne, labilne czy gwałtowne w życiu człowieka, jak np. ekstremalny stres, zagrożenie życia, euforia orgazmu podczas seksu z drugim kimś, wariacje hormonalne, choroby (cała długa lista), niedobory elektrolitów (witamin i minerałów), pasożyty/grzyby, szwankowanie któregoś z organów czy zepsuty ząb.
Albo…
No to zatrzymajmy się przy tej ciąży, niezmiennie lansowanej jako stan błogosławiony (czyli pomyślny, chwalebny, zbawienny itp.). Zobaczmy, co wtedy dzieje się z ciałem i psychiką. Przefiltrujmy widoczne zmiany, na które totalnie nie mamy wpływu.
Stan ciąży gwarantuje jedno: brak rewizji ciała i umysłu.
To, co wtedy przechodzi organizm to Meksyk i anarchia w jednym.
Większość leukocytów czyli krwinek białych odpowiedzialnych za system odpornościowy organizmu, idzie lulać. Dosłownie! Gdyby nadal były w takiej samej formie aktywne, zwalczałyby ciało obce, czyli płód, który rozwija się w organizmie. Odporność zatem drastycznie spada. Ciężarna jest narażona na infekcje 300% bardziej, niż przed ciążą. Jej organizm skupia uwagę na czymś innym. Wydzielają się hormony, które zmieniają ciało i umysł.
Na początku jest to stan permanentnego PMS. Huśtawki nastrojów, ataki histerii, dziwaczne pomysły, potrzeby zmian. Brak energii, zmęczenie, senność. Zachcianki, puchnięcie, bóle i rzyganie. Zmiany w wyglądzie ciała. Następują metamorfozy w układzie krążenia, co dotyczy pracy serca i objętości krwi (zwiększa się do 50%). Mamy obrzęki i przekrwienie górnych dróg oddechowych, przysadka mózgowa zwiększa swą objętość o ponad 100%, nasila się lordoza lędźwiowo-krzyżowa oraz przygięcie głowy, zwiększa się napięcie mięśni kręgosłupa.
Dochodzi do fizjologicznego zatrzymywania wody w organizmie (do 6,5 l wody). Współpraca z ciałem wymusza nieoddalanie się od WC, korzystanie z windy, omijanie sklepowych kolejek, eliminację różnych produktów z diety, wymianę garderoby, itp. Natomiast współpraca z psychiką wymaga absolutnej akceptacji otoczenia.
Dlaczego?
Następują zmiany psychologiczne, co specjaliści nazwali szumnie kryzysem natury psychologicznej. Pojawiają się nowe nieznane wcześniej reakcje emocjonalne, nieustające napięcie psychiczne, poczucie atrakcyjności seksualnej lub jej zanik, skrajne wybuchy na przemian: płaczu, histerii, złości, miłości i obojętności, co jak wiadomo jest dość wyczerpujące. Komplet wszystkich wymienionych (i pominiętych) dolegliwości oraz zachowań charakteryzuje się opisem chorobowym, stanem zaburzenia czy zestawieniem słabości (wad?).
Do tego stan ten, nadal jest traktowany jako błogosławiony w imię tezy, że ciąża to nie choroba.
A co z nami, ciężarnymi?
Jesteśmy owładnięte i bez władzy nad samą sobą, skołowane tym, jak naprawdę się czujemy i zmanipulowane tym, że mamy czuć się dobrze, kwitnąć, być piękne, nie zrzędzić i nie próżnować. Nie pomogą żadne cuda wianki aby otrzymać moc, która da poczucie kontroli nad ciałem i umysłem. To natura włada nami, a nie my naturą, choć baaardzo byśmy chcieli, by było inaczej.
Idźmy w tę ciążę dalej. Wydajność organizmu w ciąży zwiększa się dwukrotnie. Podobnie jak u wyczynowych olimpijczyków podczas treningów.
W III trymestrze następuje stan krańcowej wydolności organizmu. Jest to maksimum możliwości organizmu człowieka i dlatego ciąża trwa 9 miesięcy. Oznacza to, że gdyby trwałaby dłużej, organizm by skapitulował. Poddałby się walkowerem!
Fizyczno-psychiczny stan ciąży dla organizmu kobiety nie jest chwalebny, ale na pewno godny pochwały.
Bo opisany wysiłek ciężarnej oraz zmiany, przez jakie przechodzi, z pewnością położyłyby niejednego nieciężarnego człowieka na któryś ze szpitalnych oddziałów.
To tyle w temacie samokontroli :)
Czytaj też:
Ciąża jest chorobą. 7 dowodów (pół żartem a jednak serio)