Depresja vs deregulacja układu nerwowego. Pomyłki diagnostyczne


Przewlekłe zmęczenie, brak energii, spłycony afekt, anhedonia, zaburzenia snu, bezsenność / hipersomnia, mgła mózgowa, spowolnienie, obniżona tolerancja bodźców, wycofanie, apatia reaktywna /pierwotna. To objawy, które mogą oznaczać zarówno deregulację ośrodkowego układu nerwowego, jak i depresję.
W praktyce klinicznej to jest jeden z najczęstszych obszarów pomyłek diagnostycznych. Wielu pacjentów, którzy mają realnie deregulacje OUN, przewlekłe zmęczenie, fibromialgie, zaburzenia regulacji stresu i somatyczne objawy jest pierwotnie błędnie klasyfikowanych jako osoby z depresją i zaburzeniami lękowymi.
Część diagnoz depresji to w rzeczywistości nierozpoznana deregulacja układu nerwowego**.
Wtedy leki psychotropowe nie mogą działać ale - uwaga - mogą nasilać objawy.




Deregulacja układu nerwowego nie jest zaburzeniem psychicznym, ale bywa traktowana jak depresja lub lęk. Deregulacja OUN to stan, w którym autonomiczny układ nerwowy nie przełącza się prawidłowo między trybem pobudzenia a regeneracji i dominuje przewlekły tryb zagrożenia / stresu (sympatykotonia).Badania autonomiczne mogą być prawidłowe, graniczne i niespecyficzne.
W literaturze spotyka się różne nazwy: neurobiological stress dysregulation, autonomic imbalance, central sensitization, functional somatic disorders, allostatic overload.


Objawy w deregulacji OUN i depresji wyglądają identycznie, ale mechanizm jest inny.
Jak jest kluczowa i istotna klinicznie różnica?

Deregulacja OUN

energia wynika z przeciążenia układu nerwowego, emocje są stępione, ale nie negatywne; pacjent często mówi: „Nie czuję smutku, tylko jestem wyczerpana/y”; nastrój bywa reaktywny (chwilowo się poprawia)objawy nasilają się po stresie, bodźcach, wysiłku.

Depresja

energia wynika z zaburzeń afektywnych, dominują: smutek, pustka, beznadziejność, utrata sensu i zainteresowań; nastrój niereaktywny - objawy są stałe, niezależne od obciążenia.

To rozróżnienie nie zawsze jest uchwytne w krótkiej wizycie — stąd pomyłki.
A co mówią badania i praktyka kliniczna? Pokazują, że znaczna część osób z przewlekłym zmęczeniem i objawami somatycznymi nie spełnia kryteriów dużej depresji, mimo że otrzymuje taką diagnozę SSRI/SNRI u części tych pacjentów nie pomagają albo pomagają tylko częściowo (np. na sen), bez poprawy energii, a interwencje regulujące układ nerwowy (sen, rytm dobowy, bezpieczeństwo, bodźce) bywają skuteczniejsze niż klasyczne leczenie depresji.

Dlaczego psychiatria często „widzi” depresję? Bo brak obiektywnych markerów deregulacji, presja klasyfikacyjna (ICD/DSM), objawy są niespecyficzne, a do tego brak czasu na różnicowanie neurofizjologiczne.
Najczęstszy scenariusz błędu wygląda tak: przewlekły stres / choroba / trauma / przeciążenie Deregulacja OUN; objawy: zmęczenie, apatia, mgła. Brak „twardych” wyników.
Diagnoza: depresja. Brak poprawy po leczeniu. Te ograniczenia systemu skutkują flustracją pacjenta i przewlekłym stanem, który ogranicza funkcjonowanie.

Ważna diagnostycznie jest odpowiedź na pytanie - czy gdy ciało ma warunki bezpieczeństwa i odpoczynku, nastrój się poprawia? Gdy ciało ma warunki bezpieczeństwa, czy psychicznie jest choć trochę lżej? Jeśli tak, najpewniej oznacza to deregulację OUN, jeśli nie, możliwa jest depresja.
Często jednak współistnieją, ale wtedy warto pamiętać, że: nie każda apatia i zmęczenie są depresją. Nie każda poprawa po SSRI potwierdza depresję.
Układ nerwowy można przestymulować, przeciążyć i rozregulować bez choroby psychicznej.

Jak możesz odróżnić deregulację układu nerwowego od depresji? Zwróć uwagę na sygnały.

CO WSKAZUJE NA DEREGULACJĘ UKŁADU NERWOWEGO? 

Nastrój jest reaktywny i chwilowo poprawia się przy poczuciu bezpieczeństwa, odpoczynku sensorycznym, byciu z zaufaną osobą, nawet krótka ulga to ważny sygnał."Chcę, ale nie mogę” motywacja mentalna jest obecna, ale ciało „nie dowozi”, bo jest zmęczenie, przeciążenie, blokada. Objawy są zależne od bodźców, nasilają się po stresie, hałasie, multitaskingu, wysiłku (szczególnie poznawczym), poprawa po ograniczeniu bodźców. Zmienność w ciągu dnia - są „lepsze” i „gorsze” momenty, pogorszenie po aktywności, względnie lepiej wieczorem lub po odpoczynku. Emocje są stępione, nie negatywne, brak intensywnego smutku, brak poczucia winy, raczej pustka, wyczerpanie, „odcięcie”.Sen jest „nieodświeżający”, możesz spać długo ale budzisz się zmęczona/y, sen jest wrażliwy na stres i rytm dnia.
Reakcja na leki  SSRI/SNRI: brak poprawy energii, czasem pogorszenie albo tylko poprawa snu/lęku; zdecydowanie lepiej działają: regulacja rytmu, praca z ciałem, ograniczenie bodźców. Historia przeciążenia - przewlekły stres, choroba, trauma, długotrwała nadodpowiedzialność, „jazda na rezerwach”. 

CO WSKAZUJE NA DEPRESJĘ?

Nastrój niereaktywny, brak poprawy mimo odpoczynku, brak „okienek” ulgi, anhedonia - brak zdolności do odczuwania przyjemności, nawet myślenie o czymś dawniej ważnym nie daje efektu. Myśli depresyjne - poczucie bezwartościowości, beznadziejność, nadmierna samokrytyka. Brak sensu i kierunku, nie tylko zmęczenie ale utrata znaczenia działań. Stałość objawów, podobnie źle każdego dnia, niezależnie od bodźców. W depresji nastrój zwykle nie reaguje na kontekst. W depresji częściej: „nie chcę, nawet jeśli mógłbym”, dominują emocje negatywne. Depresja jest mniej zależna od obciążenia sensorycznego i zwykle daje stały poziom obniżenia; częściej daje wyraźną bezsenność lub hipersomnię.
W depresji leki częściej poprawiają globalnie funkcjonowanie. Co ważne - deregulacja może wystąpić równolegle z depresją reaktywną (egzogenną, wywołaną konkretnym, silnym czynnikiem stresowym lub traumatycznym wydarzeniem), wtedy deregulacja występuje pierwsza, a depresja pojawia się wtórnie (objawy się mieszają)


Chcesz być bardziej samoświadomy, sprawczy, przygotowany na pomyłki diagnostyczne?
Zrób krótki, precyzyjny TEST RÓŻNICUJĄCY oparty na mechanizmach: 

Deregulacja układu nerwowego vs depresja

Przy każdym punkcie zaznacz, co jest bliższe Twojemu doświadczeniu z ostatnich 2–4 tygodni.
Nie analizuj długo — pierwsza odpowiedź jest najlepsza.

TEST (15 pytań)

1. Gdy mam chwilę spokoju i bezpieczeństwa:
A - czuję choć trochę ulgi
B - nie czuję poprawy

2. Główne doświadczenie to:
A - wyczerpanie / przeciążenie
B - smutek / beznadzieja

3. Myśl „chciał(a)bym coś zrobić”:
A - pojawia się, ale ciało nie daje rady
B - rzadko się pojawia

4. Objawy nasilają się po:
A - stresie, bodźcach, wysiłku
B - bez wyraźnego powodu

5. Emocjonalnie czuję częściej:
A - odcięcie / pustkę / neutralność
B - winę / żal / bezsens

6. Sen:
A - śpię, ale się nie regeneruję
B - mam wyraźną bezsenność lub przesypiam dni

7. Kontakt z bliską osobą:
A - zwykle trochę pomaga
B - nie zmienia nic

8. Dni „lepsze” i „gorsze”:
A - wyraźnie występują
B - prawie nie ma różnicy

9. Reakcja na odpoczynek:
A - chwilowo poprawia stan
B - nie daje efektu

10. Myśli o sobie:
A - raczej: „jestem przeciążona/y”
B raczej: „jestem bezwartościowa/y”

11. Zainteresowania:
A nadal istnieją, ale brak mi sił
B - straciły znaczenie

12. Objawy fizyczne (napięcie, mgła, serce, brzuch):
A - są wyraźne i dominujące
B - raczej drugorzędne

13. Gdy objawy są słabsze:
A - psychicznie jest lepiej
B - psychicznie nadal źle

14. Początek problemów był związany z:
A - długim stresem / chorobą / przeciążeniem
B - bez wyraźnej przyczyny

15. Gdy myślę o przyszłości:
A - boję się, że ciało nie wytrzyma
B - nie widzę sensu

Policz odpowiedzi.
Większość A to deregulacja układu nerwowego (bez lub przed dysautonomią)
Depresja, jeśli jest, ma charakter wtórny lub reaktywny.
Większość B to obraz bardziej zgodny z depresją (choć deregulacja może współistnieć).
Mieszany wynik to deregulacja + depresja reaktywna.

Ten test nie jest diagnozą ale bardzo dobrze różnicuje mechanizm, który często jest mylony, o czym się nie mówi. Nie ma skali czy narzędzia, która jednoznacznie mówi - to jest depresja, a to deregulacja OUN.
Twoje obserwacje są najważniejsze. 



** podlinkowane treści:

Błędne rozpoznania somatycznych jako zaburzeń psychicznych jako częsty problem kliniczny

Psychiatria i „autonomiczna dysregulacja” — badania kliniczne

Wysoka współwystepowalność objawów somatycznych i psychicznych w przewlekłych chorobach jak fibromalgia 

Długotrwałe skutki błędnych diagnoz psychosomatycznych i psychiatrycznych 

Błędna diagnoza psychiatryczna POTS

Współistnienie deregulacji autonomicznej i funkcjonalnej z objawami psychicznymi


Ten materiał ma charakter edukacyjny i nie zastępuje indywidualnej diagnozy ani konsultacji ze specjalistą.



Czytaj więcej >

Proceduralna pamięć ciała. Jak pomóc sobie wyjść z traumy?


Nauczyłeś się nazywać swoje emocje, rozpoznawać różne stany, masz wgląd, narzędzia, język doświadczeń, a mimo to przychodzą dni, kiedy wewnętrznie cierpisz bez przyczyny?
Znów zalewa cię smutek, złość, łzy płyną, nic nie daje ukojenia i tkwisz w wyczerpaniu, choć było już tak dobrze?
Eksperci radzą by uwalniać, odpuszczać, płynąć z nurtem, ale nic nie działa, a ty jesteś coraz bardziej sflutrowany i pogrążony w ocenie "co ze mną jest nie tak?"
To proceduralna pamięć ciała. To proces, który uruchamia się poza wolą i umysłem. Ale możesz nauczyć się jak sobie pomóc.
Kluczem jest zrozumienie, że ten stan nie jest do do naprawy. Jest tylko coś do łagodnego przestrojenia.




Kiedy przychodzi cierpienie bez narracji i wyraźnego powodu, z somatycznym ciężarem, nie da się funkcjonować w swoim normalnym trybie. Układ nerwowy wchodzi w znany mu stan, którego nie możesz od ręki zmienić. Pojawia się napięciowy ból głowy, pleców. Nadwrażliwość i przebodźcowanie. Szybko wpadasz w złość, stale towarzyszy ci smutek, spadek energii, zmęczenie, poczucie braku sensu. Trwa to już kilka dni, masz siebie dość, a bliscy nie wiedzą jak ci pomóc.
Ciągle myślisz, skąd się to wzięło. Przecież wszystko było dobrze.....

Co tak naprawdę się dzieje i co możesz dla siebie zrobić by sobie pomóc, a czego masz unikać by sobie nie zaszkodzić?


Na początek naucz się rozpoznawać jak rozróżnić fale emocji od stanu układu nerwowego.

FALA EMOCJI ma narrację („coś mnie smuci”, „jestem zły na…”) i zmienia się, kiedy ją wyrazisz (płacz, rozmowa, pisanie). Czyli reaguje na wgląd, a po przeżyciu zostaje ulga lub klarowność.
Możesz pomóc sobie ją zdiagnozować za pomocą pytań:
- Czy mogę to nazwać: „jest mi smutno, bo…”?
- Czy emocja się porusza, zmienia, ma szczyt i opad?
- Czy po byciu z nią czuję choć minimalnie „więcej przestrzeni”?
Jeśli odpowiadasz tak – to emocja. Tu medytacja, nazwane uczucia, ekspresja, poddanie się, identyfikacja i przyzwolenie zadziałają.

STAN UKŁADU NERWOWEGO - brak powodu, albo powody „nie pasują”, ciężar w ciele, mgła, napięcie, osłabienie, łzy „same lecą”, myśli są wtórne, często oceniające i trwa długo, czasem dni.
Możesz pomóc sobie ją zdiagnozować:
- Czy gdybym miał idealne wyjaśnienie, ciało i tak by było ciężkie?
- Czy to bardziej stan, a nie uczucie?
- Czy próby zrozumienia mnie męczą, zamiast pomagać?
Jeśli odpowiadasz tak – to stan nerwowy, nie temat do przepracowania.

Trauma to głęboki uraz psychiczny. Nie tkwi w samym wydarzeniu, tkwi w układzie nerwowym, a jej skutki manifestują się w ciele. Poddanie się w kontekście "uwolnienia" czy "rozpuszczania", czyli bycie w tym stanie z pełną obecnością bywa dla ciała za dużym ciężarem. Dla układu nerwowego który prawdopodobnie już przeżył wiele, czysta obecność bez regulacji może pogłębiać poczucie osamotnienia, bezsilności, smutku i złości.  I wtedy stan się nie rozpuszcza, on się utrwala. Objawia się wyczerpaniem, utknięciem, poczuciem "bycia nie takim".

Ciało czasem potrzebuje, poza obecnością, współregulacji, rytmu, ruchu "ku życiu". Nie potrzebuje odkrycia przyczyny. Potrzebuje zmianę relacji z tym stanem na poziomie ciała, pozwolenie na bycie prowadzonym, nie praktykującym; wyjścia z samotności w tym doświadczeniu.
Nie przepracowujesz na poziomie psychologicznym czy emocjonalnym, ale też nie czekasz, aż samo minie - zmieniasz nawyki ciała.
Jak? To za chwilę. Wcześniej przyjrzyjmy się temu, dlaczego ciało tak reaguje.

Jeśli twój układ nerwowy w przeszłości został ukształtowany tak, że po czasie dobrych wydarzeń następował rozłam, to będzie działał jak system awaryjny. Będzie oczekiwał, że zaraz coś się wydarzy co zaburzy bezpieczeństwo. Zatem, kiedy ty znajdujesz się w stanie spokoju, radości, przepływu, masz poczucie sensu, jesteś tu i teraz, dla układu nerwowego może oznaczać to coś innego. Że jest dobrze. Ale kiedy było dobrze… zaraz przestawało być bezpiecznie.
To nie jest myśl. To jest odruch czasowy zapisany w ciele.

Mechanizm, który prawdopodobnie się uruchamia, zaczyna się od rozluźnienia. Po dobrych wydarzeniach i sprzyjającym czasie spada czujność, ciało się otwiera, pojawia się więcej energii.
To jest moment, w którym stare systemy obronne przestają być napięte. W rozluźnieniu pojawia się dostęp do starych nie przeżytych emocji, bezradności, samotności...
Nie dlatego, że coś jest nie tak ale dlatego, że dopiero teraz jest dość bezpiecznie, żeby to wypłynęło.

Paradoks - gorszy stan pojawia się nie gdy jest źle, tylko gdy jest lepiej.
Układ nerwowy działający w systemie awaryjnym, nauczył się, żeby nie wychodzić z pozycji przyczajonego tygrysa. Jeśli np. w dzieciństwie po dobrych chwilach następował rozłam, ciało nauczyło się reakcji "nie pozwól, żeby było za dobrze. Lepiej zejść w znany smutek niż przeżyć kolejne pęknięcie."
I wtedy - gdy jest lepiej - nagle pojawia się ciężar, obniżenie nastroju, łzy bez powodu, utknięcie...
To jest ochrona, nie sabotowanie.

Dlaczego to NIE jest do „przepracowania” klasycznie? Bo nie ma konkretnego wydarzenia, jednej emocji, narracji. To jest regulacja amplitudy: układ nerwowy nie pozwala jeszcze na długotrwałe „wysoko”. Im bardziej próbujesz to „zrozumieć”, tym bardziej zostajesz w głowie, a to nie reguluje ciała.

Więc czego NIE robić?

Nie męcz siebie pytaniem "dlaczego to wraca". Ale możesz zadać sobie pytanie - dlaczego TO we mnie nie miało jeszcze prawa do zobaczenia?
Nie „bądż w tym” bez żadnego ruchu (to czasem zamraża).
Nie szukaj przyczyny w nieskończoność.
Nie medytytuj "na siłę".
Nie sprawdzaj, czy "już powinno przejść".
To wszystko utrzymuje uwagę wewnątrz stanu.

Więc co ROBIĆ?

  • Nazwij swój stan. To jest stan nerwowy, to nie jest nie problem. To nie znaczy, że jest źle. To znaczy, że twój system wszedł w znany tryb. To przestawia układ z walki na orientację.
  • Mikro-ruch KU regulacji (nie do "wyjścia").
    Nie chodzi o zmianę stanu, tylko o dodanie sygnału bezpieczeństwa. Np. sauna, spacer + patrzenie na otoczenie, masaż, taniec, muzyka. To nie są "techniki". To jest język, który ciało rozumie.
  • Uwaga z ZEWNĄTRZ → do wewnątrz (odwrotnie niż w medytacji), np.n azwij 5 rzeczy, które widzisz; 3 dźwięki i 2 odczucia dotyku, oraz 1 rzecz, która jest neutralna lub przyjemna.
  • Jedno zdanie współobecności. Nie afirmacje. Jedno zdanie, które nie chce zmiany: "Jestem tu z tym stanem. Nie muszę wiedzieć dlaczego. To minie, nawet jeśli teraz tego nie czuję."
  • Ogranicz czas "bycia w środku". Najważniejsza jest zmiana perspektywy ale nie traktuj tego stan jako cofnięcie się. To nie fala, którą trzeba przeżyć. To nie blokada do rozpuszczenia. To echo starego rytmu, który teraz uczy się, że nie zostaje sam, nie musi trwać dniami, nie musi być „zrozumiany”, żeby się zakończyć. 

To, co wraca, nie chce być przeżywane w izolacji, nie chce być 'stanem do przejścia'; nie być ciężarem dla ciebie i bliskich; nie chce być samo nawet wewnętrznie. 

Co realnie ZMIENIA ten wzorzec?

Kiedy przestajesz ufać uniesieniu (zwyżka emocjonalna) bez regulacji. Po dobrym czasie nie zostawiaj ciała samego.
Było pięknie - dodaj ciepło, jedzenie, odpoczynek.
Było otwarcie - dodaj ugruntowanie.
Było dużo radości - dodaj spokój.
Nie „utrzymuj stanu”. Domykaj go łagodnie.

Układ nerwowy panicznie reaguje na nagłe spadki. Po zwyżce może przyjść zmęczenie albo smutek i to będzie ok. Taka myśl nie przyciąga stanu. To zdejmuje alarm, gdy się pojawi. Jeśli nie ma łagodnego zejścia, ciało zrobi gwałtowne. Dlatego celowo spowolnij dzień po zwyżce, zmniejsz bodźce, zrób coś bardzo zwyczajnego, wręcz nudnego ;)
To jest higiena układu nerwowego, nie rezygnacja z życia. I nadaj nową interpretację tego, co się dzieje. Ten smutek przychodzi, bo jest już bezpieczniej niż kiedyś. Nie dlatego, że coś tracisz. Nie dlatego, że regres. Tylko dlatego, że system uczy się nowej pojemności.
Gdy po zwyżce pojawi się pierwszy sygnał (ciężar, łzy) nie wchodź w to od razu. Najpierw daj sobie ciepło, kontakt i coś stabilnego. Dopiero potem obecność. To jedno odwrócenie kolejności może okazać się bardzo pomocne w procesie poszerzania okna bezpieczeństwa.

I zawsze pamiętaj, tu nie ma tu nic do naprawy. Jest tylko coś do łagodnego przestrojenia 😊




--------------------------------------------------

Tu przeczytasz o dysautonomii układu nerwowego










Czytaj więcej >

Jak życie nas testuje. O modzie na terapię i walce z dyskomfortem

 

Pójście do psychologa / terapeuty ma się równać z naprawianiem swojego życia, ze zmianą sytuacji życiowej, ma świadczyć o naszej dbałości o jego jakość, o naszym statucie samozaopiekowania. Już nie jest czymś krępującym. Jest czymś dobrze widzianym, związanym ze stylem życia.

Już nie wystarczy się pokazać z dorobkiem zawodowym czy materialnym, aktualnie należy mieć "świadome życie wewnętrzne", najlepiej prowadzone przez kogoś z dyplomem. Celebryci nadają trend, aby mówić o terapii z dumą. Terapie poleca się dla wszystkich, wszędzie, od najmłodszych lat i pokazuje się ją jako remedium na wszelkie problemy.
Jeśli masz problem, z czymś sobie nie radzisz, życie układa się inaczej, jakbyś chciał - idź na terapię.
Walcz z dyskomfortem!
Ale czy o to chodzi?

Moda to trend, za którym podąża człowiek (często bezmyślnie). Narzuca sobie styl bez refleksji i wzglądu, względnie bez wysiłku. Jeśli idziesz do psychologa po wskazówki i narzędzia do budowania umiejętności - świetnie. Ale jeśli idziesz bo wierzysz, że to remedium na problemy i szybka "naprawa siebie", podniesienie samopoczucia bez sięgania do korzeni, bez zmiany codzienności w jakiej żyjemy - szkoda twojego czasu. Terapia dotyka historii i pracy mentalnej z twoim EGO, ale nie leczy z codzienności, w jakiej żyjesz. Środowisko, dbałość o przestrzeń wewnętrzną  i regulację emocji, higiena życia, kondycja ciała, odżywianie - to powinniśmy traktować priorytetowo, żeby nie wychowywać kolejnych pokoleń odciętych od siebie ludzi. Tymczasem zgadzamy się na destrukcyjne nawyki, trującą żywność, życie w biegu. 

(To jest też dla rodziców najtrudniejsze do zrozumienia, bo oni chcą szybkiej "naprawy dziecka", a tak naprawdę nie sięgają do szerszej perspektywy i korzeni.  Pozostaje mieć nadzieję, że edukując rodziców, co do ważności środowiska jakie tworzą dzieciom i bezpieczeństwa emocjonalnego - nie tylko materialnego, nasze dzieci przestaną być "bezdomnymi dziećmi" w wielkich domach. To nie w rękach obcych osób jest zapobieganie nieszczęściom tych dzieci, to jest w rękach rodziców i w ich świadomym życiu, w towarzyszeniu sobie i swoim dzieciom.)



Skąd wzięła się niechęć do dyskomfortu i przymus naprawiania?
Dlaczego myślisz, że zdarzy się "pewien dzień", kiedy wreszcie osiągniesz dobrostan?
Wyobrażasz sobie, że odnajdziesz szczęście i spokój, gdy już zdarzy się to czy tamto?
Wierzysz, że zawsze będzie dobrze, jeśli tylko coś/ktoś? 
I że zawsze będziesz dobrze się czuć, pod warunkiem, że ktoś/coś? I co wtedy?
Masz motywację, wolę, czas, przestrzeń i pieniądze, idziesz z tym do terapeuty. Wierzysz, że 4 godziny w miesiącu pozbawią cię złego samopoczucia.
Dlaczego w to uwierzyłeś?

Pewnie, że fajnie byłoby osiągnąć taki dobrostan i flow, ale życie jest dużo bardziej prozaiczne. Nakładanie na siebie presji i kontroli, w przekonaniu, że dobrostan zależy od jakiegoś czynnika zewnętrznego,  a nawet wewnętrznego, to droga wyboista jak wykres EKG. Nie ma złotych środków, uniwersalnych metod, magicznych narzędzi na szczęście. Życie jest, jakie jest.
Przyjęcie trudności boli, a one będą przychodzić. Jeśli skoncentrujesz się na dążeniu do stałego szczęścia, a przyjdzie gorszy moment i trudniejszy czas, wtedy to będziesz sam siebie mobbingował, bo musisz coś przerobić, naprawić, dążyć do lepszej wersji siebie. Ale, halo. Ta lepsza wersja nigdy nie nastąpi!
Ona jest cały czas.
Samopoznanie, doświadczenie i rozwój w życiu człowieka nigdy się nie kończą.

Dyskomfort i flustracja przychodzą zazwyczaj, kiedy:

• porównujemy się z innymi
• rozważamy niepowodzenia i rozgrzebujemy rany z przeszłości
• martwimy się o przyszłość
• wierzymy że trzeba dążyć żeby bo naszego życia zapukało spełnienie, a jak już będzie to na zawsze
• wierzymy, że zawsze będziemy dobrze się czuć
• nie ufamy sobie na tyle, by z troską i opieką zaglądać do własnego środka
• wyrzekamy się emocji które są odzwierciedleniem umysłu w ciele (im bardziej umysł chce pozbyć się bólu tym bardziej boli)
• osądzamy siebie i krytykujemy, w trudnych emocjach mówimy "zawiodłem, nie dałam rady, zachowuje się głupio". 

Walka z dyskomfortem to walka z wiatrakami. W tej walce ty będziesz tym przegranym. Bo dyskomfort to nieodłączna część życia. Życie testuje cały czas. Wprowadza w dyskomfort.
 Psycholog ma nam pomóc zrozumieć własne emocje. Ale my już je rozpoznajemy i rozumiemy. Jesteśmy bardzo świadomym społeczeństwem. Czytamy książki, słuchamy podcastów, oglądamy mądre wywiady. Jesteśmy wręcz przeintelektualizowani.
Brak nam jednego - zaufania do samych siebie. Działania z troski, a nie ze strachu. Odklejenia się od rządzącego nami EGO, od rozdrapywania przeszłości i planowania przyszłości (w kontekście - kiedyś będzie lepiej). Od rosnących potrzeb i oczekiwań. Marzeń, aby być lepszym i posiadać więcej.
Największą pracę ze sobą zrobimy własnym zaangażowaniem i troską o siebie. Kiedy ufasz, przestajesz uciekać, przestajesz się bać. Już wiesz, że te pragnienia wcale nie są twoje. Że te emocje i myśli nie muszą tobą rządzić.

Zdajesz test.
Nie pozbywasz się dyskomfortu i nikt Cię nie naprawia. 

Po prostu uczysz się samemu z nim radzić. 




Czytaj więcej >

Przestań naprawiać. Wybierz inaczej.

 

Co dobrego mnie dziś spotka? Pytam siebie. A potem czekam, aż to dobre przyjdzie. Czasem nie przychodzi, za to przychodzi złe. Czy czuję rozczarowanie? Czasem tak, a czasem pytam siebie - co to mówi mi o mnie? Bo wierzę, że mówi dużo. Wierzę w symbole, w celowość, w nieprzypadkowość. Przyjmuje to, co przychodzi, nawet jeśli wcale mi się nie podoba i nawet jeśli na początku pojawia się bunt.
Oddycham tym rozgoryczeniem, presją, smutkiem, złością.
Lubię czuć i mieć wgląd w siebie. Od kiedy? Od kiedy sobie na to pozwoliłam i nauczyłam się wyłączać ocenę poznawczą. Coś, czym kierowałam się przez większość życia, czyli racjonalny umysł, przestało mi wystarczać. Przestało działać na moją korzyść.
Dlaczego? Bo stanowiło powód do myślenia, że jestem bezwzględnie do naprawienia.

Żyjemy w czasach, które skłaniają, aby chcieć naprawiać siebie i innych. Z łatwością znajdujemy elementy do naprawy, nieważne jakiego obszaru dotyczą. Zawsze jest coś, co można lepiej. Ale czy musimy się naprawiać, reformować, przekształcać w lepszą wersję? 




A może lepiej nam będzie, aby swoim życiem opowiadać swoją własną historię, z każdym nieidealnym elementem. Z wglądem w siebie, takim autentycznym.
Może wcale nie potrzebujemy wiedzy, co i jak naprawiać. Może wystarczy świadomość, że problemy emocjonalne przejawiają się na poziomie fizycznym i możemy się z tym zmierzyć.
Poczucie, że wystarczy nam odwagi i gotowości aby spotkać się ze sobą. Poddanie się, bez analizy, oceny, bez oczekiwań, kontroli. Zawierzenie, że ciało da nam potrzebne informacje.
Bo odpowiedzi przychodzą z ciszy. Gdyby myślący umysł miał dać jakieś skuteczne odpowiedzi z pewnością bylibyśmy już alfą, omegą i egzemplarzem idealnym.
Słuszna droga to wsłuchanie się ciało. Nawet jeśli myślący umysł ma wątpliwości to nie ma nic do stracenia. Ale nie jest to kwestia panowania umysłu nad ciałem.
To raczej odkrywcza podróż, doświadczenie głębszego procesu. 

Spokojny umysł jest obecny i refleksyjny, świadomy swoich myśli i swojego stanu, uważny na odczucia, na swój stan wewnętrzny. Sztuka odpuszczania to nie tylko sztuka odpuszczenia zrobienia czegoś czy zrezygnowania z czegoś, ale też sztuka odpuszczenia odczuwania jakiś emocji czy odpuszczenia myśli. Nie wypierania ich, ale zauważenia i poddania się bez analizy i szarpania się. Nadal robienie tego, co robisz ten kierując się troską, nie strachem.
Dbanie o ciało z szacunku a nie strachu przed chorobą. Dokonywanie wyborów z potrzeby zaopiekowania, a nie z konieczności naprawiania.

W sumie, żeby poczuć się szczęśliwym, zadowolonym i wdzięcznym, nie musimy osiągnąć żadnego sukcesu, małego czy dużego. Wystarczy, że nauczymy się żyć w zgodzie z dyskomfortem życia pełnego niewygody, tęsknoty, odrzucenia, bólu, nieprzewidywalności, strat, cierpienia i samotności.
Wtedy nic w nas nie jest do naprawienia. Jest do odkrycia i wypełnienia swoją wyjątkowością.

Życie daje nam nieustające powody do wglądu w siebie i rozwoju osobistego. Czasem z tego korzystamy, ale to wymaga wysiłku więc kiedy brak nam zasobów, stoimy w miejscu albo robimy krok wstecz. Choroby, dzieci, partnerzy, konflikty, problemy zawodowe. Krok w przód lub wstecz ale mimo wszystko krok, który jest wykorzystaniem powodu i wzięciem odpowiedzialności za swoje życie.

 Dlatego nigdy nie mów że jesteś samotny. Idź do lasu i zauważ, że jesteś gościem w tym domu pełnym stworzenia, że tam nie ma ciszy. Wejdź do lasu i poczuj że jedyne czego się boisz to Twój własny cień.

Całe życie pracujesz na swoją rzecz, z korzyścią lub szkodą. Można to zobaczyć, kiedy się zatrzymasz, często w bólu. Kiedy w samotności i ciszy pojawia się pustka, emocje przestają się wylewać, myśli pędzić, zapadasz w chwilę, wtedy można wgrywać nowe programy na ten oczyszczony dysk.
Pustka i cisza jest trudna, bo jesteśmy przyzwyczajeni do chaosu i hałasu, tylko taki program znamy. Uważność na siebie w takich chwilach to esensja zmian, choć łatwo je przegapić. Wolimy stare, wygodne i znane. A ciało nie pomaga, bo automatycznie podąża za starym wzorcem, błyskawicznie reaguje i znów dajemy napęd starym schematom.
Ale to wcale nie oznacza, że  masz w sobie coś do naprawienia.
Oznacza jedynie to, że masz w sobie coś do odkrycia i wypełnienia swoją wyjątkowością.
Dlatego nie bierz lekcji -  doświadczaj życia i pozwalaj na doświadczenie swojego życia innym, w ich własnym tempie, barwach i sposobach.
I weź przestań naprawiać! Odkrywaj. To jesteś TY 🤗


Czytaj więcej >

Przekroczyć EGO. Klucz do dobrego życia.


Jest maj 2024.



9 lat temu, w maju 2015, zdawałam egzamin zawodowy w szkole psychoterapii, będąc w 6 miesiącu ciąży. Chwile wcześniej brałam udział w intensywnym kilkudniowym treningu intarpsychicznym. Łatwo nie było, był to czas mojej dużej przemiany, zawodowej i mentalnej, nowych wyzwań i sytuacji. 

Na szkołę zdecydowałam się bo ciągnęło mnie do rozwoju osobistego, byłam już po kilkuletniej terapii własnej, po pracy z doświadczeniem traumy i zmaganiach z nerwicą lękową.
Byłam też wtedy na etapie poszukiwania własnej tożsamości, drogi życiowej, zawodowej.
Po doświadczeniu macierzyństwa przekształciło się moje poczucie wartości, potrzeb, oczekiwań, priorytetów. 
Chciałam zmian.

Kilka lat szkoły wniosło w moje życie bardzo dużo, uruchomiło potencjał. Jakiś czas wcześniej zakończyłam etap 10-letniej pracy z korporacji - pracę, którą dobrze wspominam i która była bardzo rozwojowa, ale przestała być moim celem i dawać mi satysfakcję. A ja szukałam zawodowej pasji, pracy i działań nadających życiu sens. Ostatecznie okazało się, że psychoterapia też nie jest celem moich poszukiwań ani spełnienia, bo jestem dobra w czymś innym, co mnie spełnia, co też jest związane bezpośrednio lub pośrednio z misją społeczną. Ale 9 lat temu o tym nie widziałam i mocno weszłam w rozwój umiejętności psychologicznych, coraz głębiej wchodząc w pracę mentalną, robiąc kolejne kursy, poznając kolejne narzędzia i pracując przede wszystkim ze sobą. Podjęłam się pracy z przekonaniami i emocjami, wykorzystując do tego skuteczne metody autoterapeutyczne. Efekt był, ale nie na poziomie, którego oczekiwałam, nie pełny, nietrwały, 

4 lata temu, kiedy wybuchła pandemia, miałam już trójkę dzieci, w tym najmłodsze w wieku 2 lat. Wtedy wzięłam się za siebie fizycznie, zaczęłam systematyczne treningi żeby zawalczyć o swój kręgosłup, a przede wszystkim zamknąć rozstęp kresy białej i pozbyć się po ciążowej przepukliny. To był kolejny etap dbałości o siebie, z dobrym rezultatem. 

Więc, mentalnie byłam poukładana, fizycznie wyćwiczona. Niby ideał, ale... nie opuszczało mnie poczucie, że moje źródło jest jeszcze nieodkryte.

Rok temu w maju zdarzyła się trudna sytuacja w naszej rodzinie, która postawiła wszystkich do pionu. Brakowało mi zasobów, żeby temu sprostać. Byłam fizycznie silna, mentalnie wyedukowana i psychicznie gotowa. Ale czegoś mi brakowało, żeby złapać balans. Wtedy wydarzyła się kraksa, która skłoniła mnie, żebym zajrzała do wewnątrz, odrzucając wszystkie znane dotąd metody. Żebym sięgnęła do czucia, o którym zapomniałam przy wieloletniej pracy z EGO. Wiedziałam tak wiele, rozumiałam tak wiele i tak ogromnie mi to przeszkadzało! Byłam przeintelektualizowana. W świecie mojej samodyscypliny nie potrafiłam odpuścić.
Zrozumiałam, że aby odnaleźć to, co przywróci równowagę, spokój, radość i twórczość, potrzebuję sięgnąć do źródła, odcinając się od całej przysposobionej psychologii, która mnie zawiodła dając doświadczenie, że terapeutyczna praca mentalna z EGO nie przyniesie skutecznej, trwałej zmiany.

Pojechałam na kurs metody ECPR z psychiatrą dr Danielem Fisherem. Jakże trudno było zignorować swój analityczny racjonalny umysł i wejść na inny poziom komunikacji z drugą osobą. To wydawało się niewykonalne. Mój umysł cały czas podważał proces, cały czas pytał i wątpił, potrzebował narzędzi, konkretów i odpowiedzi. Nie był otwarty, nie mogłam czuć! To było moje pierwsze mocne spotkanie z czymś, co nie było moim EGO. To był szok. Weszłam w czucie, którego nie analizowałam. Emocje przychodziły i odchodziły, a ja nie robiłam z tym nic. I to był przełom. W wieku 45 lat znalazłam klucz, otworzyłam wrota i zobaczyłam długą piękną nową drogę przede mną.

Po kursie ECPR wróciłam do rzeczywistości i miałam mnóstwo nowych pomysłów na siebie. Rozpoczęłam nowe studia. Zapisałam się na teakwondo. Weszłam intensywnie w nowe projekty zawodowe. I... zaczęłam źle się czuć. Najpierw ciągłe zmęczenie, które potem przeszło w wyczerpanie. Spadki nastroju. Bóle mięśni i stawów, zawroty głowy. Zaburzenia rytmu serca, pogorszenie wzroku. Brak snu nocnego, w dzień ciągła senność. Rano nie mogłam stanąć do pionu, nie miałam siły żyć... czułam, że muszę umrzeć, żeby się odrodzić. Że to wymaga dużej zmiany i kolejnego cofnięcia się, zanurkowania w siebie po coś jeszcze. 

Pojechałam nad ukochane morze, do ośrodka buddyjskiego, zaczęłam intensywną pracę z odosobnieniem, oddechem, medytacją. 
Nie chodziło mi ani o buddyzm, ani o konkretną medytację czy drogę rozwoju ale o cel: stworzenie warunków na ciszę i regenerację. Nie chciałam wyjazdu jogi, warsztatów rozwojowych, kursów nowych umiejętności - niczego co wymaga interakcji i co narzuca mi sposób spędzenia czasu.
Chodzi o to, aby wyciszyć EGO, dotrzeć do źródła siebie, do przyczyny w swojej świadomości i jaźni. 

Przełomowe było zobaczenie, że moje wybory i decyzje wynikały głównie z potrzeb EGO. Emocje i potrzeby z nich płynące były uwięzione, nie potrafiłam się przestawić na tryb czucia. Byłam przyczajonym tygrysem, który jest w gotowości na kolejne podboje, aktywności i ambicje. Chciałam rozwoju, chciałam więcej. To znaczy EGO chciało, a EGO nie bierze jeńców, tylko zajeżdża człowieka. Jest bezkompromisowe, samokrytyczne, wymagające i karcące. Jest tak głęboko samodyscyplinujące, że potrafi doprowadzić do głuchoty na potrzeby płynące z ciała i serca. Jego mechanizmy zagłuszają, a popędy pchają w niekoniecznie pożądane kierunki. EGO nie odpuszcza.

Nasze opinie, przekonania, urazy, krzywdy, motywacje płyną z EGO.
Ilu z nas podejmuje decyzje z EGO? Decyzje dotyczące pracy, rodzicielstwa, miejsca zamieszkania, stylu życia, wyglądu. Bo trzeba, bo wypada, bo się należy, bo mnie docenią, bo mnie zobaczą, bo zasłużę, bo zyskam, bo ja im pokażę, bo nakarmię się czyimś uznaniem.

Kiedy wycofujesz uwagę z zewnątrz i kierujesz ją do wewnątrz, słyszysz to, co było zagłuszane. Odkrywać co jest pod złością. Co jest pod lękiem. Wszystko płynie w Tobie i to jest w porządku, bo już nie pozwalasz EGO tego oceniać. Widzisz siebie, takim jakim jesteś i nie potrzebujesz w tej podróży przyzwolenia nikogo innego, poza samym sobą. 

Świadomie nie piszę o akceptacji, z którą nie jest mi po drodze. Nie akceptuje porażek, złości, smutków kiedy są powody aby się cieszyć, różnych swoich cech, zachowań, chorób, wydarzeń, ludzi, spraw, niesprawiedliwości.
Nie akceptuje bo nie czuje, że w naturalny sposób mi to przychodzi. I nie mam z tym problemu!
Bo daje sobie zgodę i przyzwolenie, że to się wydarza, że to czuję, widzę, że tego nie jestem w stanie zaakceptować. 
Różnica może dla kogoś mało wyraźna, dla mnie kluczowa. 

Wracając do stanu zdrowia - zrobiłam wiele badań, podejrzewano różne poważne choroby. Ostatecznie mój stan okazał się przewlekłym stanem zapalnym, który zredukowałam przez pożywienie, pracę duchową i pracę z ciałem. Za każdym razem, kiedy siada mi zdrowie, wiem, że zaniedbałam siebie psychicznie i fizycznie. Chorowałam na astmę, alergię, hashimoto, RZS i boreliozę z Lyme.
Te choroby nie przyszły znikąd ale odeszły donikąd. Nasze ciało daje nam wyraźne informacje.
W procesie zaopiekowania ciała i emocji, choroba już nie jest do niczego potrzebna. 

Co z tym EGO? Trzeba je rozpoznać. Ono oczekuje, wchodzi w konflikty, sabotuje, dąży do perfekcji i rywalizacji, rozprasza, chwali się, porównuje, oczekuje, rości, wątpi, cierpi i przeszkadza, jest sztywne ("kij w dupie"), martwi się, blokuje zaufanie i wzmacnia mechanizmy obronne. Nawet jeśli EGO jest "zdrowe" czy "wysokie" to nadal jest to EGO - płynące z myśli, przekonań, spostrzeżeń i wspomnień. Stwarza fałszywe filtry naszego postrzegania świata przez wyuczone programy warunkujące umysł. 

Niech Twoje EGO Cię nie warunkuje. Przekrocz je.








Czytaj więcej >

Metody uzdrawiania. O sile instrumentów wpływu


„Nie masz pojęcia jak działa telefon komórkowy, a chcesz zrozumieć, jak działa Twój mózg i skąd się bierze świadomość? I masz już na ten temat wiele opinii? Chyba żartujesz ...” (prof.nauk kognitywnych W. Duch)

Na skróty można iść przez miasto, nie przez życie.  O sile instrumentów wpływu


Metod uzdrawiania na rynku od groma. Na wyciągnięcie rąk. Nazywa się je też narzędziami pracy z osobowością, organizmem i życiem człowieka, które nie wymagają szczególnego nakładu pracy (za to często wygórowany wkład finansowy), mają dać szybkie efekty, mają eufemiczne i wieloznaczne koncepcje, niejasne źródła powstania, na raz-dwa przemieniają nieszczęścia w szczęścia, kiepskie samopoczucie zmieniają w super formę, chorobę w zdrowie, i/lub wymagają ingerencji innych osób lub co najmniej poradników. Ale są pożądane i popularne, bo takich metod poszukujemy – ekspresowych, niewymagających wysiłku, polegających na nakładzie pracy uzdrowiciela-magika-guru, czary-mary metody albo specyfiku.

Wszytko ma się zmienić jak przy machnięciu czarodziejską różdżką. A my mamy stać się nowym, zdrowym, szczęśliwym (iluzorycznym) sobą.


Oczyszczanie aury, uzdrawianie dźwiękiem, metody duchowego/energetycznego uzdrawiania, Theta Healing, radiestezja, bioenergoterapia, Silva, Reiki, matryca energetyczna, dwupunkt, regresowa praca z podświadomością, odżywianie światłem, prąd uzdrawiający B.Groeninga, dotyk kwantowy, amulety, runy, terapia kamieniami, terapia czakr, SRT, uzdrowienia chrystusowe, hezychastyczna metoda uzdrawiania, Germańska Nowa Medycyna, Totalna Biologia, ustawienia Hellingera, ranoterapia, feng shui, biorezonans i suplementacja, terapia NIA, energia tachionu, terapia pola megnetycznego, dynamind Serge'a Kinga, techniki Terapii Linii Czasu, EFT, hipnoza, EMDR, sofrologia, terapia kwiatowa Bacha, terapia jajem, rytuały etc…







Powyższe metody, zgodnie z ich promocją, mają dać następujące efekty, np.:

zmiana przekonań uniemożliwiających osiąganie celów, oczyszczanie z uprzedzeń i zgorzknienia, ulga w cierpieniu, likwidacja negatywnych objawów w ciele, likwidacja bólu, ustąpienie choroby, dokonanie zmian w relacjach z ludźmi, oczyszczenie energetyczne, odblokowanie przepływu dostatku i obfitości, zapanowanie nad negatywnymi emocjami, harmonia, wyciszenie, wewnętrzna moc, zdolność kochania siebie i innych, sukces w życiu (materialny, duchowy - każdy), poczucie spełnienia i szczęścia...

Czy takie efekty można uzyskać za pomocą cudotwórczych metod uniwersalnego użytku?

Czy mogą szybko i kompleksowo odmienić nas i nasze życie?
Czy te metody uwolnią nas na stałe od problemów, przyniosą dobrobyt i szczęście?
Nie.
Możemy jedynie doświadczyć chwilowej, płytkiej apofenii. Skutki problemu zostały odcięte, plasterek przylepiony. To jak z podaniem środków przeciwbólowych na przewlekły ból. Nawet jeśli objawy na chwilę miną i przyjdzie ulga, to przyczyna pozostanie, cierpienie wróci.
Nadal ciało, emocje i nasza psychika będą funkcjonować starym trybem, każde wedle swoich możliwości i jakości naszych starań o ich formę.
Jeżeli te różne cudowne metody działałyby od ręki tak niezwykle, jak nam to obiecują, nie musielibyśmy zmieniać siebie (myślenia, przekonań, żywienia, trybu i stylu życia, zachowań, działań), a życie i świat byłyby od teraz zaraz już na zawsze cudowne!
Dla wszystkich… uniwersalnie.

Tylko my wiemy, co dzieje się w naszej głowie, co przeżywamy każdego dnia, czego naprawdę pragniemy, co nas złości a co raduje, za co czujemy się winni, za co obwiniamy innych.

Nikt nie może wiedzieć lepiej niż my sami, czego potrzebujemy i co jest dla nas właściwe, jedynie, jeśli dopuścimy to do siebie, może pomóc nam  dotrzeć do informacji, które są gdzieś w nas. Żaden nauczyciel nie może nam „dać” swojej wiedzy, ale może zapalić płomień w lampie (jeśli takową na ten moment mamy, a ja wierzę w ludzki potencjał i zdolność do przemiany).

Kolejna rzecz - zależne i doraźne metody myślenia magicznego, życzeniowego są zaprzeczeniem pracy nad sobą i swoim życiem, która jest świadomym procesem. Oprócz tego, jak już pisałam, zmiana w człowieku przebiega holistycznie, jedno idzie za drugim, obejmując świadomość, emocje i ciało fizyczne. Zdrowienie jest zmianą, a zmiana wymaga czasu, zrozumienia i wysiłku.
I zawsze tkwi w potencjale ludzkiej jaźni, dlatego nawet intensywna praca terapeutyczna (psychoterapia) nie da długotrwałych rezultatów, jeśli zmiana odbywać się będzie tylko na poziomie mentalnym - na tym samym schemacie pracy z EGO - że tylko diagnoza i uniwersalna metoda mentalna odblokuje rozwój osobisty.

Nie zawsze musimy poznać, zrozumieć przyczyny naszych stanów i problemów, czasem jest to niemożliwe albo niepotrzebne. Nie ma potrzeby zadręczać się myśleniem, że wszystko trzeba przerobić. Ale nie szukajmy prostych mechanizmów opartych na magicznym myśleniu, że coś się zmieni jak za dotknięciem przysłowiowej różdżki. Idąc na łatwiznę nie nauczymy się myśleć samodzielnie i niezależnie, nie nauczymy się radzić sobie z problemami, podejmować wyzwań i decyzji, w zgodzie ze sobą.

Nie dopatrujmy się przyczyn swoich chorób, złego samopoczucia, nieszczęść w niedoborze (ale i nadmiarze) czegoś: cech, okoliczności, osób, substancji cudotwórczych, losu czy wyższych sił. Bo wtedy, w obliczu tych braków zawsze będziemy gorączkowo kombinować i szukać na zewnątrz: do kogo pójść żeby nam odmienił sytuację, co łyknąć, co zmienić w otoczeniu, jakich użyć metod, żeby jak najszybciej swoją sytuację zmienić?

Jeśli chcemy zmienić jakość życia, samopoczucie, zdrowie – to cudowne metody zawiodą. To, że nie możemy zacząć biegać, to nie jest wina braku odpowiednich butów. To, że nie  nie mamy dobrych farb, wcale nie oznacza, że ciągle nie możemy zacząć malować. Jeśli ktoś coś nam podaruje, przyniesie, sprzeda, zrobi z nami - dopiero będziemy mogli zacząć?





Zamiast opierać jakość swojego życia na metaforycznych i poetyckich metodach uzdrawiania, możemy poruszyć własne mechanizmy poznawcze, dialog wewnętrzny, rozpoznać przyczyny i skutki, znaleźć ciszę w głowie i zbliżyć się do własnej prawdziwej natury, która jest złożona i wielowymiarowa, piękna, oryginalna, wystarczająca.

Głęboka wiara, że jesteśmy w porządku i zaufanie sobie umożliwia zmianę negatywnych nawyków i chybionych wierzeń (przeświadczeń), zwalnia z przymusu robienia czegoś wbrew sobie, odblokowuje potencjał,  uruchamia proces zadbania o dobrostan. 
Wprowadzenie zdrowego stylu życia zaczyna się wewnątrz i w sposób naturalny przechodzi w nawyk, bo kiedy myślimy o sobie dobrze, chcemy o siebie zadbać.

Zasoby są w nas, nigdzie indziej, nie w poradnikach, nie w mentorach, nie w metodach uzdrawiania, nie w amuletach. Nie wymyślajmy powodów, żeby nic ze sobą nie robić, nie obwiniajmy za to innych osób czy okoliczności. Mamy najlepsze kwalifikacje, aby być własnym przewodnikiem, ale ciągle skupiamy się tylko na tym, że mamy najlepsze powody i wyłączne uprawienia, by pouczać innych  jak mają przemierzać własną indywidualną drogę...
Ale na skróty można iść przez miasto, nie przez życie.


„Ludzie pozornie zainteresowani własnym rozwojem zamiast pracować nad sobą i analizować swój umysł szukają mądrości w połączeniu fizyki z metafizyką.  Nic z tego nie wynika, ale uspokaja sumienie, stwarzając wrażenie, że coś dla siebie robimy...” (prof.nauk kognitywnych W. Duch)


Pierwsza publikacja - 15.9.2017








Czytaj więcej >

Copyright © Szablon wykonany przezBlonparia