W szkole średniej pisałam krótkie opowiadania i wiersze. Na studiach bawiłam się w dziennikarstwo społeczne, byłam nawet redaktorką naczelną na pewnym popularnym serwisie. Produkowałam wpisy na bloga taśmowo, pisanie dawało mi dużo ulgi, szczególnie jeśli drążyłam jakiś temat, albo jeśli coś mi ciążyło i mogłam to z siebie wyrzucić.
OffMatka jest moim trzecim moim blogiem w offnurcie. Uwielbiałam pisanie do momentu kiedy poczułam, że nie mam już w sobie tej silnej potrzeby, skierowała się gdzieś indziej. Choć chętnie napisałabym o znikających przeciwciałach i badaniach przedklinicznych na makakach ale kto o tym zechce czytać, skoro odwaga narodowa tak potaniała, że wystarczy się zaszczepić, żeby być bohaterem?
Więc na razie mało piszę, moje dzieci rosną, buduje mi się coraz wyraźniej i konkretniej szczery do bólu obraz życia rodziny wielodzietnej. Jesteśmy pod względem życia codziennego minimalistami, co oznacza, że wystarczy nam to, co posiadamy. Ale marzy mi się pójście z mężem na rytuał do sauny, tylko we dwoje, nie mieliśmy okazji zrobić tego od ponad 6 lat, bo nie mamy z kim zostawić dzieci. A one są epicentrum naszego świata, codziennym przewodnikiem, nauczycielem, coachem i terapeutą. Mój rozwój osobisty to właśnie ta codzienność, zmaganie się ze słabszymi chwilami i umiejętność czerpania z nich.
Mam momenty okropnego zmęczenia nieustanną dyspozycją, szczególnie kiedy jest nerwowo. Nie da się skupić na każdym dziecku naraz. Zawsze któreś jest w tle i dopomina się o uwagę w różny sposób.
Jednego jestem pewna - jako matka wielodzietna i osoba zawodowo obcująca z młodzieżą - w dzieciach jest więcej różnic niż podobieństw. Wygląd, temperament, upodobania, mocne i słabe strony, charakter. Są dzieci, które lubią i potrafią bawić się abstrakcyjnie, i takie które tego nie łapią. Są takie, co skupią się na określonej czynności i robią ja długo, i takie, co nudzą się szybko i szukają nowych wrażeń. Są takie, co wrzeszczą o wszystko i takie, co rzadko się drą. Takie, co ucieszy każda zabawka i takie, co nie bawią się niczym. Takie, co zajmą się sobą przez kilka godzin i takie co nie zajmą się sobą przez 5 minut. Są dzieci współpracujące i dzieci wymagające, dzieci ciche i głośne, dzieci odważne i wycofane, samodzielne i nie, takie co budują i takie co psują. Patrzenie na dzieci poprzez pryzmat tego, w czym się różnią, może poszerzać horyzonty, zmniejszać szufladki, dawać więcej świadomości, a mniej niezrozumienia - jeśli tylko jesteśmy zdolni do głębokiej tolerancji. Jeśli masz więcej niż jedno dziecko, wiesz, jak bardzo się różnią i że nie ma uniwersalnych metod wychowawczych. Że trudno jest robić coś w grupie dopasowując formę, tempo zajęcia do wszystkich, różniących się wiekiem dzieci, i przy tym nie zatracić własnych potrzeb. Że praca z dziećmi jest nieustająca i nieprzewidywalna.
Że ciężko jest pogodzić potrzeby różnych osób.
Np. ruchu moich dzieci z moim odpoczynkiem i bywa też na odwrót 👀